Dziś szybka porada dla wszystkich osób, które narzekają na to, że ich zespoły nie są zespołami i nie udzielają sobie wzajemnie wsparcia. Po pierwsze, zadbajmy o wspólny cel. Po drugie, skończmy numerować zespoły!
Zespołowość
Uważni czytelnicy naszego bloga i oglądacze naszego kanału na YouTube na pewno zauważyli, że w naszych sugestiach dotyczących zespołowości najczęściej przejawiają się dwa tematy. Mowa tu o celowości zespołu i jego identyfikacji.
Jeżeli chodzi o celowość, to sprawa jest naprawdę prosta. Zespół to grupa osób ze wspólnym celem. Nie „z jednym kierownikiem czy przełożonym”, nie „grupa osób zatrudniona w jednej komórce organizacyjnej”, ale grupa osób ze wspólnym celem.
Wspólny cel jest potrzebny, żeby ktokolwiek w ogóle myślał o zwracaniu uwagę na to, co robią inni, pomaganiu sobie i organizowaniu swojej pracy jako jedna spójna grupa osób. Musimy czuć, że wszyscy jedziemy na jednym wózku. Co więcej – nie może być tak, że to co ja robię nie ma żadnego wpływu na zespół, a to co robi reszta zespołu nie ma żadnego wpływu na mnie.
Tym co spina ludzi jest wspólny cel. Ten wspólny cel sprawia, że nawet jeśli inni sami z siebie nie mówią o tym co robią, to i tak będziemy dopytywać – bo nas to interesuje. W skali makro zespoły buduje się orientując ich na jeden Cel Produktu albo chociaż na jedną wizję. W krótkim terminie dajemy do realizacji wymagania (albo nawet zadania) zespołowe, a nie takie w których potrzebna jest tylko i wyłącznie jedna osoba. Nie może być zespołowości, jeżeli osoba A robi zadanie 1, osoba B robi zadanie 2, a osoba C robi zadanie 3 i te zadanie nie mają ze sobą nic wspólnego.
Identyfikacja
Żebyśmy naprawdę czuli się zespołem, musimy też czuć, że jesteśmy spójną grupą osób. W tym celu zawsze pomagają takie rzeczy jak nazwy zespołów, flaga, motywy przewodnie, wspólne rytuały, bogata historia i zwykła ludzka zażyłość.
Bardzo trudno jest zidentyfikować się z bezduszną organizacją. Kiepsko polegać na ludziach, których nie znamy i nigdy nie widzieliśmy. A już absolutnie niemożliwe jest poczucie jakiejkolwiek więzi z numerem. Jednak gdzie się nie pójdzie, tam widać „zespół nr 1”, „zespół nr 2” albo „obszar pierwszy”, „obszar drugi”.
Numerowanie nie tylko odczłowiecza, ale powoduje też, że późniejsza zmiana numerka na nazwę może się nie przyjąć. Spójrzmy na Warszawę, której mieszkańcy dalej mówią „Most Północny, „lotnisko Okęcie” i tak dalej. Zmiana utartej nazwy jest procesem bardzo trudnym i żmudnym. Wymaga on pracy i walki z przeciwnościami losu, czyli ludzkimi przyzwyczajaniami.
Precz z numerami!
Zacząłem się zastanawiać, dlaczego w wielu znanych mi organizacjach problem braku identyfikacji z zespołem nigdy nie wystąpił. Rozwiązanie tej zagadki jest bardzo proste, żeby nie powiedzieć, ze trywialne. Przede wszystkim tam gdzie nie było z tym problemu, zespoły były tworzone do konkretnych celów bądź konkretnych obszarów działania. Jeżeli mieliśmy zespół do obsługi klienta, to początkowo nazywało się go „Zespołem Obsługi Klienta”. Absolutnie nigdy nie miał on przypisanego żadnego numerka!
Łatwiej jest przekształcić „Zespół Obsługi Klienta” w „ZOnK” niż „jedynkę” w cokolwiek innego. Co więcej, w sytuacji, w której zespołów pojawiało się więcej, to poszczególne z nich same chciały zaznaczyć swoją indywidualność. Nie działo się to poprzez nazywanie się „zespołem pierwszym obsługi klienta” i „zespołem drugim obsługi klienta”, ale dzięki unikalnym (i zabawnym!) nazwom.
Idąc dalej, obszary które zaczęły tworzyć się z kilku bądź kilkunastu zespołów też miały swoje nazwy, które od samego początku opisywały główny cel ich działalności. Po co wymyślać numerki, skoro i zespoły, i obszary powstawały w jakimś celu. Oczywiście, jeżeli tylko ze startu mamy pomysł na ciekawą nazwę, to od razu możemy zacząć wykorzystywać tę kreatywność.
W niektórych organizacjach proces ten następował w drugą stronę. To znaczy, zespoły o gruntowanych i powszechnie używanych nazwach łączone były w obszary, które też służyły wspólnym celom i też miały w miarę zgrabne naturalne nazwy. Po co kombinować, skoro wszystko mamy podane na tacy?
„Nie jestem numerem, jestem wolnym człowiekiem!”
Niestety, jak tylko zaczniemy numerować czy to zespoły, czy obszary, czy jakiekolwiek inną jednostkę organizacyjną, to ludzie zaczną używać właśnie takich nazw. Co więcej, utrudniamy wtedy wprowadzenie jakichkolwiek form identyfikacji – bo jak tu się identyfikować z numerem? A nie da się ukryć, że łatwiej i przyjemniej pracować razem z innymi „Żółwiami Ninja” niż z innymi „siódemkami” czy „dziewiątkami”.
Tu też wracamy do początku, czyli do celowości. Nie wyobrażam sobie innej sytuacji na nazwanie grupy osób numerkiem, niż taka w której ta grupa osób nie wyróżnia się niczym szczególnym. Czytaj: nie ma wspólnego celu, a jest po prostu przypadkową zbieraniną ludzi.
Jeżeli chcemy, żeby nasze zespoły były prawdziwymi zespołami, a nie tylko sztucznymi tworami w strukturze, to zadbajmy o ich porządną definicję! Niech zespół jako całość ma wspólny cel, a ludzie będący w zespole niech mają wspólne zadania, a nie tylko i wyłącznie pracę indywidualną. Pozwólmy też tym zespołom wykształcić swoją identyfikację opartą o nazwę – czy to opisową zgodną z celem, czy fantazyjną wymyśloną przez nich samych.
Na pewno nie możemy w żadnym momencie pozwolić na to, żeby którykolwiek zespół opisany był numerkiem. Jak raz zaczniemy, to ludzie zobaczą, że traktujemy ich tylko jako numerki. Najpierw wygodnie zaczną z tej nazwy korzystać, a potem jej zmiana będzie skrajnie trudna.
Powyższy tekst po raz pierwszy ukazał się jakiś czas temu na naszej liście mailingowej. Jest to tylko jeden z typów wiadomości, które raz w tygodniu rozsyłamy do wszystkich subskrybentów. Zachęcamy do zapisu!