Z jednej strony wiemy, że warto jest próbować nowych rzeczy, nawet jeśli są trudne i mogą zakończyć się niepowodzeniem. Z drugiej strony niektórzy chcą wesprzeć takie przedsięwzięcia osobami, które zagwarantują im sukces. Ale czy to jest w ogóle możliwe?
Ideały nie istnieją
Nie przepadam za bezużytecznymi eksperymentami myślowymi. Przypominają mi one osoby, które zadają tendencyjne pytania tylko po to, aby wyprowadzić rozmówcę w pole, a następnie napawać się swoim własnym „sprytem”. I tak też jest z pytaniem pod tytułem „Czy wybrałbyś eksperta, który nigdy się nie pomylił czy takiego, który nigdy nie miał racji?” Bądźmy szczerzy, żaden nie jest ekspertem. Już nawet nie wspominając o tym, że ani jeden, ani drugi nie istnieje.
Wiadomo, że są osoby które mylą się częściej i takie, które przeważnie mają rację. Ale pamiętajmy też, że prawdziwi eksperci to osoby po przejściach. Nie da się wyjść przed szereg li tylko powtarzając to, co inni zrobili dawno temu. Bezpieczna gra nie zaprowadzi nas do pierwszej ligi. Nie unikniemy pomyłek i porażek jeśli mamy zamiar zrobić coś odkrywczego.
Nie ma nieomylnych ekspertów, szczególnie jeśli chodzi o rzeczy bardziej skomplikowane niż gra w kółko i krzyżyk. Każdy nowy temat, eksperyment, nauka czy próba może skończyć się niepowodzeniem, bo robimy coś, czego do tej pory nie robiliśmy. Łukasz pisał o tym w tekście pod tytułem „Zwinny Eksperyment„. Robienie skomplikowanych rzeczy jest z definicji nieprzewidywalne.
Tak więc osoba, która nigdy się nie pomyliła zwykle po prostu nie ma bogatego doświadczenia. Tylko co to w takim razie za ekspert?! Oczywiście, ktoś może posiadać bardzo wąską specjalność i poruszać się tylko i wyłącznie wśród dobrze znanych i przewidywalnych przypadków. Skoro jednak brak tu ryzyka, to trudno mówić o zapotrzebowaniu na takie usługi. Jest też trzecia opcja – kłamstwo. Ale nim się brzydzimy.
Duma z porażki
Chciałbym uniknąć bycia posądzonym o idealizowanie porażek. Podobnie jak w tekście „Gloryfikacja zapracowania” walczyłem z mitem, że „więcej [pracy] znaczy lepiej”, tak w poście o „Fail Early, Fail Often„, pisałem, że FEFO to bardzo kiepska taktyka. Nakierunkowuje ona nasze działania właśnie w stronę porażek. Nawet jeśli dzieje się to nieświadomie, to jest to po prostu strzał w kolano.
To przecież nigdy nie jest tak, że chcemy osiągać porażki. Wręcz przeciwnie – zależy nam na tym, żeby chwalić się nieprzerwanym pasmem sukcesów. Tylko, ocierając się o mówienie tego samego na sto różnych sposobów, co to za sukces wynikający z robienia tego, co już umiemy?
Wiadomo, że gdy uczymy się czegokolwiek nowego – od gry na instrumencie, po jakiś sport wyczynowy – na samym początku sukcesem jest dla nas byle co. Zagranie prostej piosenki, zrobienie jakiejś trasy bez wywrotki – z tego się cieszymy. Ale czy to znaczy, że powinniśmy robić już tylko i wyłącznie to tylko po to, aby uniknąć porażek?
Oczywiście, że nie! O ile tylko chcemy się rozwijać w danym temacie, będziemy próbować rzeczy trudniejszych i bardziej ambitnych. Coś, co było sukcesem na początku naszej drogi, wcale nie będzie dla nas osiągnięciem po miesiącach czy latach. Ale żeby zrobić te nowe rzeczy, wcale nie musimy obierać kierunku na porażki. Dążmy do sukcesu, a potknięciami się nie przejmujmy. Bo one i tak będą.
Bezpieczna droga donikąd
Przypomnijmy sobie omówione strategie unikania porażek: możemy robić tylko i wyłącznie rzeczy, które już umiemy, możemy też robić tylko te absolutnie bezpieczne, nieobarczone żadnym ryzykiem, no i możemy też kłamać. Czy którekolwiek z tych podejść brzmi jak droga do sukcesu? Dla mnie nie.
„Nie myli się ten, kto nic nie robi.” Im bardziej ambitne nasze przedsięwzięcia i im odważniejsze próby, tym większe zrozumienie do błędów i porażek. No, przynajmniej wśród ludzi, którzy wiedzą z czym się mierzymy. Tak jakoś się składa, że „hejterzy” to zwykle ludzie, z którymi za żadne skarby nie chcielibyśmy zamienić się miejscami.
Jak więc nasz ekspert powinien przedstawiać nam porażki i błędy? Otwarcie. Transparentnie. Bez ściemniania, kręcenia, niepotrzebnych przeprosin i dorabiania do wszystkiego historii i wytłumaczeń. Jeżeli osoba, która miała nam pomóc zrobiła wszystko co w jej mocy, zgodnie ze swoją najlepszą wiedzą i nie wyszło, to… trudno. Nikomu przecież nie zależy na dodawaniu kolejnych potknięć do CV. Wyciągnijmy wnioski, najlepiej wspólnie i następnym razem podejdziemy do tego lepiej.
Oczywiście, w biznesowym świecie liczą się też pieniądze i nikt nie będzie zadowolony z tego, że porażki przekładają się na wymierne straty. Tylko… czy to na pewno są straty? Czy firma dla której pracujemy nie ma w swojej wizji i sloganie ani słowa o innowacyjności? A skoro tak, to potencjalne błędy to przecież „tylko” koszt bycia innowacyjnym.
A jeżeli ten koszt jest dla nas zbyt wysoki, to zastanówmy się, czy na pewno zależy nam na pozycji lidera, etykiecie prekursora albo faktycznemu robieniu nowych rzeczy? Może te całe eksperymentowanie nie jest dla nas i zamiast tego powinniśmy zająć się robieniem tego, co umiemy i/lub rzeczami w stu procentach bezpiecznymi?