Temat, który chciałbym dzisiaj wywołać nie ma chyba swojej nazwy. Proponuję więc „paradoks wytrwałości” jako opis sugerowanej drogi do sukcesu. Z jednej strony wszyscy mówią, żeby się nie poddawać i być wytrwałym, ale z drugiej od tych samych osób słyszymy, że trzeba próbować nowych rzeczy i nie można przywiązywać się do niedziałających rozwiązań.
„To nie ma sensu”
Natknąłem się ostatnio na ciekawy obrazek na Twitterze @visualizevalue. Profil ten jest z kategorii „motywacyjnych” i z założenia ma zachęcać do wytrwałości w dążeniu do swoich celów. Idea szczytna, ale zamiast zachwycać się pierwszym lepszym „motywatorem”, czasami warto wykorzystać tę okazję do głębszych przemyśleń.
Don't stop working before it starts working. pic.twitter.com/dWjgbgG1kl
— VV (@visualizevalue) October 8, 2020
Kiedy jest sens się poddać? Ile wysiłku można włożyć w nieudane próby? Czy w końcu „musi zadziałać”? Na te ostatnie pytanie próbowaliśmy udzielić odpowiedzi w tekście poruszającym sunk cost fallacy, czyli problem utopionych kosztów. W skrócie: mamy tendencję do obstawiania przy tym, co już zaczęliśmy, niezależnie od tego, czy to ma sens, czy nie.
Jako ludzie nie chcemy przyznać sami przed sobą, że popełniliśmy błąd. Dlatego tak powszechne jest np. unikanie realizowania strat na giełdzie. Skoro akcje danej spółki spadają, to indywidualni inwestorzy często wolą „czekać, aż się odbije”, niż przyznać, że dana inwestycja była nietrafiona i zrealizować straty, zanim urosną one do bolesnych rozmiarów.
Z drugiej jednak strony… a gdyby właśnie zaraz miało się odbić? Nie da się przewidzieć przyszłości. Niezależnie czy mówimy o giełdzie, czy efektach naszej pracy, musimy zaczekać, żeby się przekonać czy coś działa, czy też nie.
W tym szaleństwie jest metoda
Są takie rzeczy, co do których wiemy, że wymagają czasu. Jakiekolwiek działania marketingowe, praca nad własnym ciałem w postaci treningów i diety, nauka nowych umiejętności – tu nie ma drogi na skróty. Można robić coś dobrze, można robić coś źle, ale nawet mając idealny i niezawodny plan, przyspieszymy nasze postępy w ograniczonym zakresie.
Oczywiście, jeżeli podejdziemy do czegoś źle, to niezależnie od tego jak bardzo będziemy się starali i ile będziemy czekali, nie osiągniemy nic. Zresztą, wszyscy znamy cytat o szaleństwie, który aż się prosi, żeby go teraz przytoczyć
„Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów.” – Albert Einstein
Musimy jednak mocno się zastanowić nad tym, co oznaczają „różne rezultaty”. Jeżeli coś przyrasta w postępie wykładniczym, to na początku może to wyglądać jak brak postępów. Robiąc cały czas to samo, możemy oczekiwać takich samych rezultatów, które po prostu się przyrastają w takiej, a nie innej formie. Z drugiej jednak strony, są rzeczy gdzie postęp nie jest wykładniczy, a jakiekolwiek efekty powinniśmy zaobserwować wcześniej.
Jeśli przez pół roku naszej diety nie zrzuciliśmy ani kilograma, a mięśni wcale nam nie przybyło, to być może warto przyznać się, że ona po prostu nie działa. Tylko, zgodnie z naszymi dzisiejszymi rozważeniami, nie jest to powód do poddania się (patrz tweet z samego początku), ale do zmiany strategii.
Eksperymenty i empiryzm
Wiele razy w naszych tekstach i filmach podkreślamy rolę (bezpiecznego) eksperymentowania i empiryzmu. Niezależnie od tego, czy nasze akcje przynoszą spodziewane rezultaty, czy też nie, zawsze możemy je tuningować. Tuning jest bardzo dobrym słowem. Nie chodzi o to, żeby całą strategię wyrzucić do kosza i zacząć od zera. Ale zwykle jest tak, że robiąc drobne zmiany, możemy przekonać się czy faktycznie idziemy w dobrym kierunku.
Bycie upartym jest ogromną przeszkodą w osiąganiu sukcesów. Z jednej strony bolą nas utracone koszty, z drugiej zamykamy się na nowe możliwości. To taka typowa sytuacja w organizacjach, które nie chcą eksperymentować i próbować nowych rzeczy „bo przecież jest dobrze”. A jak zaczyna być źle, to niestety nie ma przestrzeni na innowacje „bo musimy robić to, co zawsze przynosiło nam zyski”.
Stojąc w miejscu tak naprawdę zostajemy z tyłu, bo wszyscy dookoła starają się iść do przodu. Czasami trzeba więc zaryzykować i spróbować czegoś zupełnie innego, a czasami należy być wytrwałym w próbach dotarcia do celu. Nie ma jednego przepisu na sukces.
„Nie odniosłem porażki. Po prostu odkryłem 10 000 sposobów, które nie działają.” – Thomas A. Edison
Czy dziesięć tysięcy sposobów, które nie działają Edisona to szaleństwo, wytrwałość, sunk cost fallacy czy też słuszne eksperymenty? Na tego typu pytania odpowiedź może być jedna i niezmienna – „to zależy”.
Paradoks wytrwałości w praktyce
Jako #białko bardzo dobrze znamy omawiane dzisiaj dylematy. Próbowaliśmy promować siebie i naszą ofertę wsparcia oraz szkoleń na wiele różnych sposobów. Od kilku lat piszemy bloga, który z każdym kwartałem staje się coraz bardziej popularny. Mamy też kanał na YouTube, który niedługo będzie subskrybowało ponad tysiąc osób. Tak przy okazji – bardzo liczymy na to, że nastąpi to jeszcze w tym roku.
W przypadku promowania naszego duetu pod nazwą czytaną jako „hashtag białko” sami wiele razy padliśmy ofiarą sunk cost fallacy. Czasami ta wytrwałość wychodziła nam na dobre, a czasami – bokiem. Nie ma jednego, prostego przepisu na to jak powinno się postępować. Dzisiejszy tekst nie skończy się żadną konkretną poradą.
Na pewno jednak warto znać dwie strony medalu o nazwie „wytrwałość”. Z jednej strony, ten kto się zniechęci po krótkim czasie na pewno nie osiągnie niczego wartościowego. Z drugiej, trzeba pamiętać, że nawet jeśli próbujemy zbudować coś przez długi czas, warto rozważyć drobne modyfikacje i eksperymenty. Bardzo często okazuje się, że idziemy w dobrym kierunku, ale ścieżka obok okaże się szybsza. Czego serdecznie Wam życzę.